Na dworcu w Symferopolu czekał na nas pan Stanisław, u którego mieliśmy kwaterę w Jałcie. Historia tej znajomości jest arcyciekawa sama w sobie. Otóż rodzice koleżanki jednej z naszych koleżanek;) wybrali się kiedyś na studenckie wakacje na Krym do Jałty - było lat temu... parę. Po tych paru latach ich córka wybrała się na podobny wypad ze swoimi przyjaciółmi w to samo miejsce, u pana Stanisława i jego żony w Jałcie. Tu wyrosło nowe pokolenie, a tam w zasadzie niewiele się zmieniło. My powtórzyliśmy wycieczkę i również wybraliśmy sprawdzony już dwukrotnie kwaterunek.
Z Symferopola do Jałty można dostać się m. in. trolejbusem.
Bilety na trolejbus chcieliśmy kupić w kasie, po bożemu, ale pani w okienku oznajmiła nam, że nie ma i nic do Jałty w najbliższym czasie nie jedzie, i kropka. Rozczarowani i nieco zmartwieni, jak się teraz dostaniemy do celu, odeszliśmy od kas, ale nie za daleko, gdyż taż sama pani wybiegła za nami po cichu mówiąc, że oto tam stoi wolny trolejbus, którego kierowcą jest jej mąż i on może nas zawieźć za tyle i tyle, albo za nieco taniej, jeśli zgodzimy się zabierać innych podróżnych po drodze. Trudno było nie przystać na taką propozycję! Od pierwszych minut na miejscu poczuliśmy miejscowy smaczek:)