Ruszam w drogę. Dzięki pracy w „Polskim Heraldzie” mam możliwość pojeździć trochę po południowym zachodzie Irlandii. Muszę tylko odebrać bilety z biura kolei i jestem gotowa. W biurze Brendan zaopatrzył mnie w rozkłady jazdy i potrzebne do zakwaterowania dokumenty.
11:40 HEUSTON STATION DUBLIN.
Są już pierwsze wrażenia. To paradoksalne jak pracują irlandzkie koleje!
Kraj szczyci się rozwojem, a ma tak mizernie rozwinięty transport kolejowy! Zatęskniłam za naszymi „blaszakami” z siedziskami z dermy, które są podgrzewane nawet latem tak, że gdyby się napić wody, to by się zagotowała. Ale zatęskniłam za tym taborem z lat siedemdziesiątych w momencie, gdy w tłumie współpasażerów przyszło mi stać w kolejce – nie, wcale nie po bilety, czy do łazienki, lecz w kolejce... na peron! Widziała nasza ojczyzna kolejki wszelakie, ale z pewnością nie widziała takiej! To naprawdę niedorzeczne dla mnie – osoby, której kolejkowa tradycja nie jest obcą. Stać w kolejce tylko po to, aby wsiąść do pociągu! Przecież można to pewnie w prosty sposób rozwiązać. Chociażby podzielić ludzi wg odpowiednich peronów, żeby usprawnić ruch. Ale po co? Skoro grzeczni Irlandczycy i tak stoją potulnie i czekają. Równie grzeczni turyści nawet nie próbują się wyłamać, żeby nie okazać braku kultury. Jednak każdy w takiej sytuacji myśli tylko o tym, aby zastosować w praktyce swoją wiedzę z socjologii tłumu, ale i tym razem presja grupy zwycięża i wszyscy posłusznie wsiadamy do pociągu opóźnionego o 8 minut.
11:58
Nasz maszynista szczerze skruszonym głosem przeprasza za spóźnienie i tłumaczy, że dla naszego bezpieczeństwa nie mogliśmy wejść na peron wcześniej i zapewnił, że mimo to postara się nadrobić opóźnienie i dojechać na czas. Nie sposób mu nie wierzyć – brrrr. Czysta manipulacja! Jedno słówko o bezpieczeństwie i wszyscy zapominają o spóźnieniu!
PRZEZ ŁĄKI I POLA
Bardzo lubię podróżować pociągiem w lecie. Soczysta zieleń drzew, dojrzewające zboża, bladobłękitne, wypalone słońcem niebo... To ciekawe, że pod tym względem Irlandia tak bar-dzo przypomina kochaną Polskę. Z tym tylko, że tu pola przypominają koc ze wzorem w kra-tę, a łąki są malowniczo upstrzone pasącymi się owcami, krowami i wreszcie końmi, które u nas dawno już uznano za przeżytek. I krowy – czerwone i białe, a tylko z rzadka czarne krasu-le. I jeszcze zabudowa przypomina, że to pociąg z Dublina do Waterford, a nie „Ślązak” z Zielonej Góry do Krakowa. I niektóre drzewa, i kamienne murki i... i coraz więcej różnic...